Wiersz o dziadostwie. Jest to wiersz optymistyczny. – by BND

Autor: „Bronisław Niezgoda-Dywanowski”31.07.2012,

Coś tam komuś gdzieś coś się

udało albo zdawało że tak jest

jeden wymalował pokoje bo mu Londyńczyk przesłał many

drugi się przymierza do 20 letniej bmw trójki albo audi używane

trzeciemu obrodziły ogórki i trochę pomidorów z astrami

czwarty trzęsie się jak galareta bo jeszcz 30 lat franki będzie komuś składał

piąty w dyskoncie jest ochraniarzem ma prawie 1000 złoty i jeszcze makulaturą z opakowań premię sobie robi

szósty pożyczył tylko na chwilę i pojechał z rodziną umyć Bałtyk

siódmy zadrości pozostałym sześciu bo jeszcze nie ma nic a jest młody wykształcony bezrobotny fajny Czytaj dalej

Ach, zadumani…

31.07.2012r.

Zamiast wstępu:
Postanowiłam przystąpić do tematu twórczości Baczyńskiego nie tylko z powodu zbliżającej się rocznicy Powstania Warszawskiego. Od jakiś już chyba dwudziestu lat Krzysztof Kamil Baczyński jest jednym z moich ulubionych poetów. Przy okazji chcę też pokazać, że istnieje szczególny rodzaj poezji. Mam tutaj na myśli poezję wyjątkowo piękną i prawdziwą, płynącą z serca, która nigdy nie traci na aktualności i atrakcyjnie przedstawiona współczesnej młodzieży też wzrusza i porusza.
Poezja nie musi być nudna i bardzo często nie jest. Jeden tylko warunek: musi pochodzić od Artysty, przez wielkie A.

A takim niewątpliwie był i wciąż jest Krzysztof Kamil Baczyński

Krzysztof Kamil Baczyński urodził się 22.01.1921, zmarł 04.08.1944
Pseudonimy (między innymi): Jan Bugaj, Piotr Smugosz, Krzysztof Zieliński, Jan Krzyski.

W szkole średniej należał do tajnego radykalnego ugrupowania „Spartakus”. Uczniem był średnim; na jego świadectwach szkolnych więcej figurowało „trójek” niż innych stopni. Na jednym z zachowanych świadectw nawet postępy z języka polskiego ocenione zostały jako „dostateczne”. Za to przez cały czas pobytu w szkole miał bardzo dobre wyniki z rysunków. Krzysztof właściwie nie lubił szkoły. O stosunku Baczyńskiego do gimnazjum świadczyć może najlepiej jedno z jego nie zachowanych w całości „opowiadań bez tytułu”, rozpoczynające się od słów: „Gimnazjum imienia Boobalka I…”, z gombrowiczowską iście złośliwością napisana satyra, której realia niedwuznacznie zaczerpnięte zostały z macierzystej uczelni autora.

Matka była „najważniejszą kobietą w jego życiu” — aż do momentu, gdy w wieku lat niespełna dwudziestu jeden poznał Barbarę Drapczyńską, koleżankę z tajnej polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, dziewczynę, której poezja polska zawdzięcza – zdaniem Kazimierza Wyki – najpiękniejsze swoje erotyki. Pobrali się pół roku później.

Prosto ze szkoły wkroczył w wojnę. Krzysztof był członkiem socjalistycznej grupy „Płomienie”, ale zmienia się już krąg ideowy poety. Stał coraz bardziej obok, w miarę czasu dało się zauważyć wyraźny zwrot w poglądach na świat i życie – to procesy moskiewskie lat trzydziestych, przebieg działań wojennych we wrześniu 39 i tragiczne losy oficerów polskich uwięzionych w ZSRR przyniosły otrzeźwienie.

Miał zwyczaj przepisywania wierszy w kilku kopiach i umieszczania ich u swoich przyjaciół, w rożnych miejscach Warszawy. Tym m.in. tłumaczy się istnienie kilku przekazów niektórych wierszy, różniących się nieraz drobnymi szczegółami.

Baczyński był absolwentem Szkoły Podchorążych Rezerwy „Agricoli”, uczestnikiem kilku przeciwniemieckich akcji sabotażowych, m.in. głośnej akcji „T.U.”, mającej na celu wysadzenie pociągu niemieckiego na trasie Tłuszcz—Urle.

Do roku 1947 poezja Baczyńskiego, znana była tylko z przekazów maszynowych lub z — rzadkich — przedruków w czasopismach, wiersze jego ukazały się w tym roku w pierwszym oficjalnym — po kilku tomikach konspiracyjnych — wydaniu książkowym pt. „Śpiew z pożogi” .Od tego czasu każde wydania zbiorów jego wierszy znikają z księgarń niemal momentalnie. Ostatni znany wiersz nosi datę 13 lipca 1944. Pisze tam o kimś, kto „pochylony nad śmiercią zaciska palce na broni”.

Poeta jakby przeczuwając najgorsze – cień śmierci kładzie się na całą jego twórczość! – śpieszył się z pisaniem. Na przykład tylko w ciągu ośmiu miesięcy, od września 1941 do lata 1942, napisał około stu(!) wierszy. I to prawie w tajemnicy…

Krzysztof poległ w czwartym dniu Powstania Warszawskiego, zginął od kuli niemieckiego snajpera…

Poeta unikał wypowiadania się na tak zwane tematy doraźne. Stając ponad politycznymi podziałami, patrzył dalej – poza wojnę, w czas, kiedy się ta makabra skończy; był – jak to ujął Kazimierz Wyka – „po stronie nadziei”.
Niestety, ta nadzieja miała krótki żywot – „wyzwoliciele” ze Wschodu niebawem ją zdeptali, a po nieżyjącego Baczyńskiego przyszło UB…

opracowanie oparte na biografii zaczerpniętej ze strony:

http://www.baczynski.art.pl/kkb

Komentarz pod klipem na youtube:

Poszukuję akordów (na gitarę) do tego wspaniałego utworu 🙂
Mam 15 lat i jestem zachwycona muzyką Ankh i wierszami Baczyńskiego 🙂

Komentarze pod klipem na youtube:


…Jeno wyjmij mi z tych oczu ….szkło bolesne obraz dni ….jedno odmień czas kaleki………

zaluje, ze moja polonistka nie wpadla na ten pomysl, by nam pamieciowe przyswojenie tego wiersza przyblizyc za pomoca prezentacji tego utworu…no tak, wszyscy wspolczesni Ewie Demarczyk – uwazali, iz tylko wykrzykuje teksty piosenek przez siebie spiewane…zycie pokazalo zupelnie cos innego…jestem tego dowodem bo urodzilam sie w 1966.

Komentarze pod klipem na youtube:

z#######e.. prawdziwa muzyka prawdziwych Polaków. moje wyrazy szacunku. nie wiem jakim ignorantem bez sumienia trzeba być zeby dać tu minus..

PIĘKNE!!!

Mój komentarz:
Pierwszy raz dzisiaj słucham tego wykonania i muszę przyznać, że mam wreszcie okazję przekonać się co to są te „ciary na plecach”.
Coś nie samowitego!

Moje ulubione wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego


Spojrzenie

Nic nie powróci. Oto czasy
już zapomniane; tylko w lustrach
zasiada się ciemność w moje własne
odbicia – jakże zła i pusta.

O znam, na pamięć znam i nie chcę
powtórzyć, naprzód znać nie mogę
moich postaci. Tak umieram
z półobjawionym w ustach Bogiem.

I teraz znów siedzimy kołem,
i planet dudni deszcz – o mury,
i ciężki wzrok jak sznur nad stołem,
i stoją ciszy chmury.

I jeden z nas – to jestem ja,
którym pokochał. Świat mi rozkwitł
jak wielki obłok, ogień w snach
i tak jak drzewo jestem prosty.

A drugi z nas – to jestem ja,
którym nienawiść drżącą począł,
i nóż mi błyska, to nie łza,
z drętwych jak woda oczu.

A trzeci z nas – to jestem ja
odbity w wypłakanych łzach,
i ból mój jest jak wielka ciemność.

I czwarty ten, którego znam,
który nauczę znów pokory
te moje czasy nadaremne
i serce moje bardzo chore
na śmierć, która się lęgnie we mnie.