Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś.

„Wtedy pojawił się lis.
– Dzień dobry – powiedział lis.
– Dzień dobry – odpowiedział grzecznie Mały Książę i obejrzał się, ale nikogo nie dostrzegł.
– Jestem tutaj – posłyszał głos – pod jabłonią!”
– Ktoś ty? – spytał Mały Książę. – Jesteś bardzo ładny…
– Jestem lisem – odpowiedział lis.
– Chodź pobawić się ze mną – zaproponował Mały Książę. – Jestem taki smutny…
– Nie mogę bawić się z tobą – odparł lis. – Nie jestem oswojony.
– Ach, przepraszam – powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: – Co to znaczy „oswojony”
– Nie jesteś tutejszy – powiedział lis. – Czego szukasz?
– Szukam ludzi – powiedział Mały Książę. – Co znaczy „oswojony”?
– Ludzie mają strzelby i polują – powiedział lis. – To bardzo kłopotliwe. Hodują też kury, i to jest interesujące. Poszukujesz kur?
– Nie – odrzekł Mały Książę. – Szukam przyjaciół. Co znaczy „oswoić”?
– Jest to pojęcie zupełnie zapomniane – powiedział lis. – „Oswoić” znaczy „stworzyć więzy”.
– Stworzyć więzy?
– Oczywiście – powiedział lis. – Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty także mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.
– Zaczynam rozumieć – powiedział Mały Książę. – Jest jedna róża… zdaje mi się, że ona mnie oswoiła…
– To możliwe – odrzekł lis. – Na Ziemi zdarzają się różne rzeczy…
– Och, to nie zdarzyło się na Ziemi – powiedział Mały Książę.
Lis zaciekawił się.
– Na innej planecie?
Tak.
– A czy na tej planecie są myśliwi?
– Nie.
– To wspaniałe! A kury?
– Nie.
– Nie ma rzeczy doskonałych – westchnął lis i zaraz powrócił do swej myśli: – Życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie. Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blaski. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki – tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz te łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest bezużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu…
Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
– Proszę cię… oswój mnie – powiedział.
– Bardzo chętnie – odpowiedział Mały Książę – lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.
– Poznaje się tylko to, co się oswoi – powiedział lis. – Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciele, oswój mnie!
– Jak się to robi? – spytał Mały Książę.
– Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej…
Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
– Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwał się naprzód, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony: poznam cenę szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł się przygotować… Potrzebny jest obrządek.
– Co to znaczy „obrządek”? – spytał Mały Książę.
– To także coś całkiem zapomnianego – odpowiedział lis. – Dzięki obrządkowi pewien dzień odróżnia się od innych, pewna godzina od innych godzin. Moi myśliwi, na przykład, mają swój rytuał. W czwartek tańczą z wioskowymi dziewczętami. Stąd czwartek jest cudownym dniem! Podchodzę aż pod winnice. Gdyby myśliwi nie mieli tego zwyczaju w oznaczonym czasie, wszystkie dni byłyby do siebie podobne, a ja nie miałbym wakacji.
W ten sposób Mały Książę oswoił lisa. A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział:
-Ach, będę płakać
– To twoja wina – odpowiedział Mały Książę – nie życzyłem ci złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił…
– Oczywiście – odparł lis.
– Ale będziesz płakać?
– Oczywiście.
– A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
– Zyskałem coś ze względu na kolor zboża – powiedział lis, a później dorzucił: – Idź jeszcze raz zobaczyć Róże. Zrozumiesz wtedy, że twoja róża jest dla ciebie jedyna na świecie. Gdy przyjdziesz pożegnać się ze mną, zrobię ci prezent z pewnej tajemnicy.
Mały Książę poszedł zobaczyć się z różami.
– Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości – powiedział różom. – Nikt was nie oswoił, ani wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jakim dawniej był lis. był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Róże bardzo się zawstydziły.
– Jesteście piękne, lecz próżne – powiedział im jeszcze. – Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenia niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałam. Ponieważ dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań, a czasem jej milczenia. Ponieważ… jest moją różą.
Powrócił do lisa.
– Żegnaj – powiedział.
– Żegnaj – odpowiedział lis. A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
– Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu – powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
– Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
– Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu – powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
– Ludzie zapomnieli o tej prawdzie – rzekł lis. – Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za swoją różę.
– Jestem odpowiedzialny za swoją różę… – powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.”mk

nagonka na gryzonia z kreskówki… na „niezależnym” portalu

…czyli czym się zajmują Niepoprawni:)

http://niepoprawni.pl/blog/7195/siedmiu-wspanialych-na-np

Po awanturach z Coryllusem opadł kurz, pogromcy trolli też jakby mniej aktywni… na portalu notki „nudne” i „niebezpieczne”:) czyli traktujące o polityce i sprawach Polski. Trzeba jakoś podgrzać atmosferę… niby nic nowego pod słońcem, ale kilka ciekawych zjawisk:

– notkę zdecydowano się zdjąć z SG dopiero jak uzbierała kilkadziesiąt komentarzy i urosła do granic wyczerpania energii wszystkich zainteresowanych. Trudno podejrzewać, że wcześniej admini jej nie widzieli, bo kolejna notkę tego autora wyróżniono miejscem na pudle:) Komuś było potrzebne zainteresowanie awanturą i podlewaniem oliwy do ognia… Ciekawe komu?:) Dla porównania ostatnie 2 notki Ravena59 nie tylko zdjęto niemal natychmiast, ale i zniknięto bez śladu, a przecież tylko usiłował grzecznie odpowiedzieć na wyrażoną wprost prowokację admina Huna…

– trolle jak zwykle zajęły przewidywalne miejsca, czyli po obu stronach barykady, upewniając się w ten sposób, ze zainteresowanie awanturą nie osłabnie. Tradycyjnie pojawili się na stanowiskach Traube i Skowronek (tym razem znowu jako oponenci:) a przepraszam, teraz „całkiem inny nick” nie: „skowronek”, a autor wielu merytorycznych ciekawych notek i komentarzy (oczywiście zawsze pozbawionych ataków ad personam) „Empedokles”

– odkurzono kukiełkę bojową, która po raz pierwszy zastosowanie znalazła, kiedy ja żegnałam się z NP. (nie chce krakać, ale to może być jakiś znak dla „tajemniczego” „gryzonia z kreskówki”:)

– admin ustanowił się w bardzo wiarygodnym i przewidywalnym punkcie „obiektywnego” arbitra, który podsumował z charakterystycznym dla niego wdziękiem, dowcipem i bezkompromisowością: „wszyscy trolle jesteście sobie winni i kto z trollami walczy, niech się nie dziwi, że od trolla obrywa”:)

A przy okazji warto przypomnieć sobie ostatnią (nomen omen) notkę Rospina, bo to ciekawe źródło analogii, także dotyczącej roli trolla novaseline w tego typu akcjach i jego absolutny brak powiązań czy wspólnoty interesów z adminami niepoprawnych:

DO Prawdy. Koteria
Rozejść się!
Trzech to już banda! -tak wrzeszczały ZOMOle.
I wiedziały dlaczego mordy drą!
Bo pokątni dukacze władzy nie zagrożą.
Ale już trzech dogadanych Polaków, powinno władzy sen spędzać z powiek…
I zapewne spędza, skoro każdy objaw powstawania realnej wspólnoty, spotyka się
z natychmiastową akcją rozbijacką.
W „wirtualu” podeśle się trole, błyskawicznie przekierowujące temat dyskusji,
gdy tylko nadmiernie zmierzałaby w „śliską” stronę.
Na bardziej skutecznych blogerów zrobi się skoordynowany atak, sugerując ich
„umoczenie” w czerwony system.
Paleta oszczerstw i wyzwisk jest szeroka, a możliwości obrony – żadne, o ile
atakowany zechce zachować anonimowość.
A większość zechce, aby nie narażać swoich Rodzin.
Trolstwo, mając na uwadze „profity” za swoją działalność, nie cofnie się
przed niczym.
Wszak „brak okazji, też okazja”.
A to błąd ortograficzny, a to jutiubek nie trendy(bo mógłby za młodych przyciągnąć).
„Wypracowanie” za krótkie i treść każe myśleć, no ale nie pisać tak długo…
A gdy obrana przez trolstwo ofiara zacznie się „odgryzać”, zawsze przecież można
podsyłać „listy protestacyjne” do Właścicieli serwisu, a privami paszkwile do
Użytkowników.
Bo przecież wiadomo, że nikt nie miał czasu śledzić wszystkich poczynań
„ptaszków”, że już o zapamiętaniu tychże nie wspomnę.
I tak mielą wirtualne „żarna”.
Real.
Gdy zaś znajdzie się grupa „nieprzystosowanych”, tzn. nieprzestraszonych dotychczas
Polaków, i zechce się spotkać w realu, o wtedy czerwone lampki zaczynają mrugać!
Wtedy zawsze znajdzie się „patriotę inaczej”, aby zdał relację.
Czy piwo nie kwaśne i szaszłyk jadalny… i „spisków jakowychś” nie knuto.
Ale tu się kołacze myśl uporczywa:
By znaleźć Przyjaciela, przez dziesięć porażek…
Choć zwą Cię koterią i lobby i bandą…
I TAK WARTO BYŁO!
Dla Polski, dla Dzieci i Wnuków.
Bo każdy z nas jest pyłkiem na wietrze, ale razem nas nic nie powstrzyma.
Rośnijcie więc „koterie”.
Piłsudski miał trudniej…
Nasi Dziadkowie śpiewali o Legionach.
A od nas zależy, czy Wnuki zaśpiewają o „Koteriach” pod Biało – Czerwoną.
http://niepoprawni.pl/blog/1582/do-prawdy-koteria

przestroga dla igrających z trollami…

czyli epilog problemów Matki Kurki. Po wizycie trolla na moim blogu (i to wielokrotnej, ale cytując klasyka „zero litości dla kucyków”)
zainteresowałam się skąd u czegoś takiego troska o „dobre imię”:):):). Miałam chyba nadzieję, ze wstydzi się chociaż trochę tego co zrobiła, albo MK coś pomylił, przesadził, podkolorował…

Niestety, to co przeczytałam przeszło moje najgorsze obawy. Jakby zobaczyć starą dewotkę, która nie tylko zdjęła majtki, ale jeszcze założyła je na głowę i w nich dumnie paraduje:

coś obrzydliwego!

http://teesa.salon24.pl/488738,krew-pot-i-lzy-blogera-roku#comment_7334791

Czy to prawda, że to pani doniosła na Matkę? I od tego wszystko się zaczęło?

Nie, nieprawda. Ja tylko poinformowałam prokuraturę, że w swoich czeluściach ma dane @Matki, kiedy zaczęło wyglądać, że za kasę podatników będą to ustalać latami.

Oczywiście, gdybym się na artykuł @Kurki natknęła wcześniej, nie jest wykluczone, że zawiadomiłabym kogo trzeba, bo nie pochwalam lżenia ludzi w ogóle, a prezydenta mojego kraju – szczególnie.
TEESA 24215782 | 22.02.2013 18:30

A Day Before Tomorrow

czyli muzyki „troszku”:

Me, I’m singing
Me, I’m riding
to the place where dreams are hiding
Kids are kidding, mothers forbiding
Songs – under my wing
Angels lighting
Demons fighting
Gold and silver – blinding, blinding
Stop or go
Say ‘yes’ or ‘no’
It’s a day before tomorrow

The world is small and we are one
We all are fathers of our sons
It’s not regretting what we’ve done
on a day before tomorrow

Me, I’m telling
Me I’m yelling
All the dreams I bought while sailing
Peace and protection,
Green grass without elections,
Souls
There’s no perfection
Angels lighting
Demons fighting
Gold and silver – blinding, blinding
Stop or go
Say ‘yes’ or ‘no’
It’s a day before tomorrow

Someone will always care for you
And there are lies and there is truth
And so, what else is there to do
on a day before tomorrow

The world is small and we are one
We all are fathers of our sons
It’s not regretting what we’ve done
on a day before tomorrow

on a day before tomorrow

Someone will always care for you
And there are lies and there is truth
What else, what else, what else we could do
on a day before tomorrow

And all the lucky ladies sing

„Żołnierze niezłomni wygrali” – polecanka

Wyklęci zwyciężyli w walce ze złem, z sowieckim totalitaryzmem. Dziś już widać, że dzięki młodym Polakom pamięć o żołnierzach antykomunistycznego podziemia będzie trwała, a życiorysy tych, którzy nigdy się nie poddali, będą inspirowały następne pokolenia.

Czy III RP czci swoich bohaterów? Powstańców warszawskich, żołnierzy AK, Żołnierzy Wyklętych? W przeciwieństwie do II RP, która powstańców styczniowych wynosiła na piedestał, w III RP tych, co walczyli o wolność, się nie rozpieszcza, nie obejmuje szczególną opieką finansową, medyczną ani specjalnie nie honoruje. Tymczasem ich oprawcy nie dość że nie są ścigani, to cały czas otrzymują dużo wyższe emerytury niż zwykły obywatel. Możemy mieć wrażenie, że w takim razie przegrali. Tylko czy na pewno?

Odkopywana prawda

Przy bierności polityków, urzędników i związanych z nimi mediów wciąż obrażani są AK-owcy, szczególnie Żołnierze Wyklęci. Tacy jak 17-letnia Danuta Siedzikówna „Inka”, zamordowana 28 sierpnia 1946 r. w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku. Nieznani sprawcy oblali ostatnio czerwoną farbą jej pomnik w krakowskim parku Jordana. Tak za jej walkę odwdzięcza się wolna Polska. Postkomuniści, a nawet lewicowe środowiska postsolidarnościowe, otwarcie nazywają „Inkę” i innych Wyklętych „bandytami”. Cały czas – tak jak w PRL‑u – zamiast o powstaniu antykomunistycznym kłamie się o wojnie domowej.

Powtórzmy więc: czy żołnierze niezłomni przegrali? Czy pozostaną „brakującym ogniwem” naszej historii? Bo jeśli zapomnimy o nich, o ich walce i ofierze – tak jak tego chcieli komuniści – nie zrozumiemy powojennej tragedii Polski ani naszej, jakże ułomnej, współczesności. Bo świadectwo Wyklętych to jeden z najważniejszych składników budujących naszą tożsamość. To kręgosłup narodu.

I w kontekście odzyskiwania naszej własnej historii powinniśmy patrzeć na ekshumacje w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Podczas ubiegłorocznych prac Instytut Pamięci Narodowej wydobył z ziemi szczątki 109 polskich patriotów. Do dziś zidentyfikowano siedmiu z nich, zamordowanych przez komunistów i wrzuconych jak worki ze śmieciami do dołów na „Łączce”. Potajemnie, pod osłoną nocy. Najczęściej zupełnie nago, czasem w więziennych butach. Ze związanymi rękami. Aby bohaterowie tej prawdziwej Polski nigdy nie zostali odnalezieni, doły śmierci zasypano grubą warstwą ziemi. Czasem dodatkowo wapnem, aby zatrzeć wszelkie ślady. Komunistyczny mord miał na zawsze pozostać tajemnicą.

Siedmiu bohaterów

Pierwszy zidentyfikowany na „Łączce” to Edmund Bukowski, wilnianin, porucznik Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego. Po 1945 r. nie złożył broni, by przez całą Europę wozić rozkazy i fundusze służące walce o wolną Polskę. Wielokrotnie odznaczony, m.in. Krzyżem Walecznych. W ciężkim śledztwie prowadzonym przez UB nie przyznał się do „antypolskiej działalności”. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 13 kwietnia 1950 r. Miał 32 lata.

– Gdy zabrali mi ojca, miałem osiem miesięcy. Nie było też mamy, która jako łączniczka odsiadywała wyrok 15 lat więzienia. Wychowywali mnie dziadkowie. Z naszej rodziny komuniści aresztowali 16 osób – mówi Krzysztof Bukowski, syn porucznika Bukowskiego. – Przez lata nie wiedziałem, co się stało z ojcem. Teraz, dzięki IPN‑owi, już wiem.

Drugi to Eugeniusz Smoliński, wybitny chemik, którego wiedza z zakresu materiałów wybuchowych służyła Komendzie Głównej AK. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 9 kwietnia 1949 r. Miał 44 lata.

Gdy córki Eugeniusza Smolińskiego straciły ojca, jedna miała trzy lata, druga 11 miesięcy. – Mama całe swoje długie życie czekała na tatę, do końca nie wierzyła w jego śmierć – wspominają. – Przecież obiecał, że wróci. Wrócił do nas teraz.

Trzecia z rozpoznanych ofiar to Stanisław Łukasik ps. Ryś, kapitan AK, żołnierz września 1939 r., dowódca partyzantki na Lubelszczyźnie. Po 1945 r. w zgrupowaniu mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych. Zatrzymany 16 września 1947 r. wraz z innymi „zaporczykami” w wyniku prowokacji UB podczas próby przekroczenia granicy. Przeszedł okrutne śledztwo. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 7 marca 1949 r. Miał 32 lata. Aby jeszcze bardziej pohańbić Łukasika, pogrzebano go (i zapewne wcześniej zamordowano) w mundurze Wehrmachtu. – Miałem wtedy cztery lata. Aż do dziś nie wiedziałem, gdzie pogrzebali ojca. Kwiaty składałem w kilku symbolicznych miejscach. Nie spodziewałem się, że będę miał go kiedykolwiek obok siebie – mówi ze łzami w oczach Stanisław Łukasik, syn kapitana Łukasika.

Czwarta ofiara to Tadeusz Pelak „Junak” – także żołnierz „Zapory”. Wyrokiem tego samego krzywoprzysiężnego sądu – razem ze swoim dowódcą i pozostałymi „zaporczykami” – skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 7 marca 1949 r. Miał 27 lat. – Nie było dnia, by mama go nie wspominała. Nie doczekała jego odnalezienia, ale doczekałyśmy my, jego siostry – mówi Marianna Gawlik, jedna z sióstr zamordowanego porucznika.

Piąty zidentyfikowany – Stanisław Abramowski ps. Bury, członek Armii Krajowej, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, Narodowych Sił Zbrojnych (po 1945 r. Narodowego Zjednoczenia Wojskowego). Uczestniczył w wielu akcjach samoobrony przed komunistycznym aparatem represji. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 30 lipca 1948 r. Miał 26 lat. Materiał genetyczny, który pozwolił zidentyfikować „Burego”, przekazali IPN‑owi jego bracia Władysław i Henryk.

Szósty – Bolesław Budelewski ps. Pług, członek AK i NZW. Podobnie jak pozostali – żołnierz dwóch okupacji. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 15 lipca 1948 r. Miał 38 lat. Jego syn Edmund miał wtedy cztery lata. – Do dziś pamiętam moment, jak zabierali mi ojca. Potem mamę przez wiele lat wyzywano, że była żoną bandyty. Rodzina wiedziała, że tata został zabity, ale nie wiedziała, gdzie go pochowano. Baliśmy się, że tego nigdy nie uda się ustalić. Jestem szczęśliwy, że dzięki IPN‑owi tata będzie miał swój grób.

Siódmy – Stanisław Kasznica, „Stanisław Wąsacz”. Żołnierz września 1939 r. i Powstania Warszawskiego. Prawnik, działacz narodowy, porucznik Wojska Polskiego, podpułkownik i komendant NSZ-etu, po 1945 r. w NZW. Kawaler orderu Virtuti Militari i Krzyża Walecznych (dwukrotnie). Torturowany w śledztwie. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na czterokrotną karę śmierci i stracony na Mokotowie 12 maja 1948 r. Miał 40 lat.

Przywracanie wolności

Bukowski, Smoliński, Łukasik, Pelak, Abramowski, Budelewski i Kasznica. Oni już wygrali. Wygrali walkę ze złem, z sowieckim totalitaryzmem. Z fizyczną eliminacją i niepamięcią. Mieli zniknąć na zawsze – zamordowani fizycznie, z oplutymi życiorysami, przemilczani. Dziś są wydobywani z ziemi. Wkrótce doczekają się godnych pochówków. Przede wszystkim czekają na to ich rodziny. Ale czekamy też i my. Czekamy na kolejne identyfikacje i ekshumacje, które mają być wznowione w kwietniu.

I co nie mniej ważne – oni muszą wrócić do naszej pamięci zbiorowej. Na należne im, zaszczytne miejsce. Tym niezłomnym – Żołnierzom Wyklętym – wbrew salonowym, postkomunistycznym „elitom” – należy się nasz szacunek. Bo to im zawdzięczamy wolną Polskę, której mamy dziś zręby. Pamiętajmy o nich wbrew włodarzom III RP, którzy nie chcą czcić bohaterów walki o niepodległość, bo zamiast prawdziwej wolności wolą poddaństwo europejskim i azjatyckim stolicom.

Ale był w 23-letnich już dziejach III RP krótki moment, kiedy mogliśmy poczuć się jak w wolnym kraju, jak w II RP. To prezydentura śp. Lecha Kaczyńskiego, który był kustoszem narodowej pamięci, szczególnie tej heroicznej, powstańczej, a Żołnierzy Wyklętych i ich rodzin nie bał się honorować.

Dziś ekshumacje na „Łączce” śledzi cała Polska, śledzą szczególnie ludzie młodzi. To oni przede wszystkim organizują obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, wyręczając w tym polityków, urzędników i związane z nimi media. I to głównie dzięki młodym Polakom pamięć o żołnierzach antykomunistycznego podziemia będzie trwała, a życiorysy tych, którzy nigdy się nie poddali, będą inspirowały następne pokolenia. Dlatego niezłomni wygrali. I nic już tego nie zmieni.

Autor jest szefem działu opinie „Super Expressu”, autorem książek „Bestie”, „Bestie 2” i „Oprawcy. Zbrodnie bez kary”

http://niezalezna.pl/38994-zolnierze-niezlomni-wygrali