Zbigniew Kuźmiuk: To może niech prezydent dekretem wprowadzi radosne świętowanie

To może niech prezydent dekretem wprowadzi radosne świętowanie

1. Prezydent Komorowski już od jakiegoś czasu nie jest zadowolony ze sposobu świętowania Polaków, a nawet z tego, że narodowe święta, są najczęściej związane z takimi wydarzeniami w naszej historii, które kończyły się klęskami.

Dlatego przeddzień Święta 3 maja, w Dniu Flagi, organizuje razem z Gazetą Wyborczą i radiową „Trójką”, marsz ulicami Warszawy pod zawołaniem „Orzeł Może” i hasłem „Polaku nie bądź ponury. Rozwiń skrzydła. Dziób do góry.”

Jedną z głównych atrakcji tego marszu, ma być zrobiony z białej czekolady wielki orzeł z uniesionymi skrzydłami, który ma przekonywać Polaków do radosnego świętowania razem z prezydentem.

2. To rzeczywiście zadziwiające, że człowiek wywodzący się z ugrupowania, które już blisko 6 lat rządzi Polską i doprowadziło naszą gospodarkę z poziomu blisko 7% wzrostu PKB do stagnacji, a finanse publiczne na skraj przepaści, zarządza teraz ogólnonarodowe świętowanie i to w formule happeningu.

W Dniu Flagi, w którym symbole narodowe powinny być wykorzystywane do jednoczenia wokół nich, prezydent Komorowski będzie przewodził marszowi, który ma na celu wyśmiewać „ponuraków i smutasów’” zapewne z bardzo mocną sugestią medialną, że taka jest właśnie polska prawica czyli Prawo i Sprawiedliwość.

Domyślam się, że tak właśnie będzie, wystarczy posłuchać zapowiedzi celebrytów takich jak Maria Peszek, Zbigniew Hołdys czy Jacek Poniedziałek, którzy zachwalając marsz „Orzeł Może” w radiowej „Trójce”, już jeżdżą po prawicy jak po łysej kobyle.

3. Polacy w swej większości wcale nie są ponurakami, jak im się od jakiegoś czasu wmawia. Zwyczajnie oceniają, że sprawy w naszym kraju idą w złym kierunku (co regularnie potwierdzają badania opinii publicznej) i nie ma się z czego cieszyć.

Trudno bowiem być zadowolonym, kiedy większość polskich rodzin miała albo ma do czynienia z bezrobociem, kiedy wiele z nich dotknęło zjawisko emigracji za chlebem przynajmniej jednego z jej członków, kiedy perspektywy poprawy sytuacji w tym zakresie są co najmniej mgliste.

Trudno się cieszyć, kiedy wynagrodzenia i świadczenia emerytalno-rentowe specjalnie nie rosną, a bardzo wyraźnie za to rosną koszty utrzymania, czego nie odzwierciedlają oficjalne wskaźniki inflacji, bo koszyk dóbr i usług nabywanych przez większość polskich rodzin bardzo wyraźnie odbiega od tego na podstawie, którego inflacja jest oficjalnie liczona.

Trudno o radość w sytuacji kiedy perspektywa własnego mieszkania szczególnie dla ludzi młodych jest bardzo odległa, a właśnie rok 2012, był ostatnim rokiem funkcjonowania rządowego programu mieszkaniowego „Rodzina na swoim”.

4. Radości Polakom nie zapewnia także stan ich państwa. To co się dzieje w sprawie ustalania przyczyn i odpowiedzialnych za katastrofę pod Smoleńskiem, woła o pomstę do nieba i pokazuje wręcz rozpad instytucji państwa.

Ostatnie wyroki sądów uwalniające od odpowiedzialności sprawców stanu wojennego, wypuszczenie na wolność gangsterów z „Pruszkowa”, a aresztowanie w nocy samotnej matki dwójki dzieci, aby doprowadzić ją do sądu, skandaliczne wyroki uniewinniające sprawców skandali łapówkarskich i oskarżenia tych, którzy doprowadzili do ich ujęcia, to tylko niektóre przykłady pokazujące rozkład wymiaru sprawiedliwości i aparatu ścigania. To także Polaków zapewne nie raduje.

5. W tej sytuacji zamiast wędrować po ulicach Warszawy z orłem zrobionym z czekolady i zachęcać Polaków do radosnego świętowania, być może skuteczniejsze byłoby wprowadzenie przez prezydenta Komorowskiego stosownego dekretu w tej sprawie.

Wtedy i biorących udział w marszu byłoby zapewne więcej, zaprzyjaźnione telewizje nie miałyby problemów z pokazaniem tłumów, a i zainteresowanie za granicą murowane, bo ten znudzony „Zachód” potrzebuje jak powietrza „świeżych” podpowiedzi ze „Wschodu”.

Z Tomaszem Kaczmarkiem rozmawia Maciej Walaszczyk

Z Tomaszem Kaczmarkiem, posłem PiS, byłym funkcjonariuszem CBA i CBŚ, rozmawia Maciej Walaszczyk

Beata Sawicka powiedziała po ogłoszeniu wyroku, że jest on „lekcją demokracji i praworządności”. Jak się Pan czuje, gdy słyszy tego rodzaju górnolotne oceny z jej ust?

– Przede wszystkim należy podkreślić, że Beata Sawicka mimo wszystko osiągnie swój cel.
Jaki cel?

– Dostanie pieniądze. Łapówka, którą przyjęła, zostanie odzyskana w postaci odszkodowania. Jeżeli oczywiście Sąd Najwyższy oddali wniosek o kasację. Wszyscy Polacy widzieli jej zachowanie w postaci przyjmowania łapówki, słyszeli wypowiedzi dotyczące prywatyzacji służby zdrowia i organizacji całego procederu z zakupem działki na Helu.
Sędzia ocenił, że dowody na korupcję Sawickiej i Wądołowskiego CBA zdobywało, łamiąc prawo, posługując się argumentami kolizji z zasadami „demokratycznego państwa prawnego”.

– Jest to dla mnie ogromne zaskoczenie. Dziwię się słowom, jakie padły z ust sędziego. Żyjemy w Polsce, a nie w Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii, i nie ma w naszym porządku prawnym zasady owoców z zatrutego drzewa. Osoba, która popełniła przestępstwo, musi ponieść karę. Jeśli mamy w mieście monitoring, który zarejestruje jakieś zdarzenie związane z przestępstwem lub wykroczeniem drogowym, to czy osoba, która je popełniła, unika odpowiedzialności karnej? Niesłychana jest w ogóle rozbieżność między wyrokiem I instancji a wyrokiem w sądzie apelacyjnym. To orzeczenie jest dla mnie przede wszystkim abstrakcyjne.
To znaczy, że nie odnosi się do stanu faktycznego?

– Oczywiście. CBA, podejmując działania w tej sprawie, działało zgodnie z obowiązującymi normami prawnymi. Świadczą o tym decyzje i zgody, które zostały wydane przez prokuratora generalnego na wszczęcie kombinacji operacyjnej z użyciem funkcjonariusza pod przykryciem, tzw. FPP, i wręczenia kontrolowanej korzyści majątkowej. Dużymi literami pragnę podkreślić, że adwokaci Beaty Sawickiej złożyli do prokuratury zawiadomienie o możliwości przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Prokuratura w Lublinie zbadała sprawę i jednoznacznie się na ten temat wypowiedziała, stwierdzając, że CBA działało zgodnie z prawem. Co więcej, po złożeniu zażalenia na tę decyzję sprawę zbadał sąd. On również wypowiedział się jednoznacznie, że CBA działało zgodnie z prawem. W samym procesie Sawickiej i Wądołowskiego zarówno prokurator ich oskarżający, jak również sąd okręgowy w uzasadnieniu do wyroku stwierdzili jednoznacznie, że nie było przekroczenia uprawnień, a wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem. Mamy kolejno cztery różne instancje i organy państwowe, które mówiły to samo.
To co mogło powodować sędziami rozpatrującymi apelację?

– Nie wiem, czym się kierowali. Fakty mówią same za siebie. Dlatego dziś poinformowałem media o swoim pisemnym wystąpieniu do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, aby to Prokuratura Generalna wystąpiła do Sądu Najwyższego w tej sprawie ze skargą kasacyjną. Dziś Polacy zasługują na to, by tę sprawę wyjaśnić bardzo rzetelnie i dokładnie. Zasługują na to, by wszystkie materiały dotyczące tego śledztwa zostały po prostu odtajnione i udostępnione do wglądu opinii publicznej, żeby dziennikarze i każdy z obywateli mógł sobie wyrobić pogląd i opinię na tę sprawę. Dobrze, że o to samo zaapelował Zbigniew Ziobro.

Sąd uznał, że nie zaistniały żadne przesłanki prawne i faktyczne, jeśli chodzi o Sawicką, uprawniające CBA do jej inwigilacji przez tajnego agenta od lutego do 16 czerwca 2007 roku.

– Nikt w tamtym okresie, żaden funkcjonariusz CBA nie prowadził działań operacyjnych wobec Beaty Sawickiej. Nie wiem, na jakiej podstawie sędzia sądu apelacyjnego wysnuł takie argumenty. Nie prowadzono żadnych czynności inwigilacyjnych. CBA weszło w posiadanie informacji, z których jasno wynikało, że Beata Sawicka i ówczesny burmistrz Helu Mirosław Wądołowski mogą dopuścić się popełnienia przestępstwa. Wtedy te materiały zostały przekazane do rozpatrzenia prokuratorowi generalnemu.

czytaj dalej…
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/31188,sedzia-zgubil-dokumenty.html

Telewizja Trwam – skandal w raporcie Departamentu Stanu USA jako przykład łamania praw człowieka w Polsce.

Amerykanie gromią cenzurę

Skandal z odmawianiem Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym figuruje w raporcie Departamentu Stanu USA jako przykład łamania praw człowieka w Polsce.

Amerykański raport o łamaniu praw człowieka w odniesieniu do naszego kraju zwraca uwagę m.in. na kulejącą wolność słowa i mediów. Opublikowany 19 kwietnia dokument dotyczy ubiegłego roku. Znajdujemy w nim paragraf „Cenzura i ograniczanie treści” niemal w całości poświęcony trudnościom, z jakimi boryka się katolicka Telewizja Trwam, bezskutecznie ubiegająca się o prawo do nadawania w nowoczesny sposób.

„17 stycznia [2012 r.] Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odmówiła koncesji na cyfrowe nadawanie katolickiej Telewizji Trwam, rzekomo z powodu braków we wniosku. 25 maja Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie odrzucił skargę Telewizji Trwam na decyzję Krajowej Rady. 25 sierpnia Telewizja Trwam odwołała się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. 10 stycznia Helsińska Fundacja Praw Człowieka skierowała list do Krajowej Rady, stwierdzając, że kryteria przyznawania koncesji były niejasne, dające możliwość wydawania uznaniowych decyzji” – czytamy w raporcie Biura Demokracji, Praw Człowieka i Pracy Departamentu Stanu USA.

W tym samym rozdziale zatytułowanym „Wolność słowa i prasy” autorzy ekspertyzy przypominają też, że rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz zwróciła się do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie przepisów regulujących przyznawanie koncesji na nadawanie drogą cyfrową naziemną w Polsce. Jak informował „Nasz Dziennik”, rzecznik podkreśliła w uzasadnieniu swojego wniosku, że KRRiT ma zbyt dużą dowolność oceny wniosków o przyznanie koncesji na rozpowszechnianie programów radiowo-telewizyjnych, co wzbudziło wątpliwość co do konstytucyjności tych regulacji. W tej sprawie nie ma jeszcze orzeczenia.

Amerykański raport zwraca ponadto uwagę na umocowanie polityczne członków KRRiT, wytykając różnicę między założeniami a stanem faktycznym. „Podczas gdy członkowie Krajowej Rady są zobowiązani do zawieszenia członkostwa w partiach politycznych i stowarzyszeniach publicznych, krytycy twierdzą, że Rada jest upolityczniona” – zauważają analitycy.

Raport zawiera konkluzję, że choć polska Konstytucja gwarantuje wolność słowa i prasy, to jednak wolności te ograniczane są przez samych rządzących i stanowione przez nich prawo, co pokazuje chociażby rosnąca liczba podsłuchów stosowanych wobec dziennikarzy.

Polscy eksperci zgadzają się z tezą, że choć w naszym kraju cenzura formalnie jest zabroniona, to wprowadza się ją bocznymi drzwiami, a zapis o poszanowaniu dla uczuć religijnych i chrześcijańskiego systemu wartości nader często okazuje się martwy, o czym świadczy machina nastawiona na niszczenie Radia Maryja i Telewizji Trwam.

– To niebywałe, że o nasze prawa upomina się rząd Stanów Zjednoczonych, a nie rząd Polski! Choć chyba zbytnio zdziwieni tym nie jesteśmy, niestety, gdyż doświadczenie nam pokazuje, że w sprawie obecności Telewizji Trwam na multipleksie nie znajdujemy zrozumienia u władz – podkreśla poseł Elżbieta Kruk (PiS), była przewodnicząca KRRiT.

Poseł Elżbieta Kruk uważa, że poruszenie problemów piętrzonych przed Telewizją Trwam w raporcie przygotowanym na zlecenie amerykańskiego rządu to dodatkowy argument, żeby odpowiednie instytucje wreszcie zareagowały.

– Raport ten potwierdza, że skandal z traktowaniem Telewizji Trwam to nie są żadne wymysły opozycji ani też różnych środowisk społecznych i organizacji. Stany Zjednoczone zauważyły, że odbiera się nam nasze prawa, że jest obecnie deficyt wolności obywatelskich w Polsce i że w związku z tym należy bić na alarm w sprawie jakości naszej demokracji – konkluduje Kruk.

Z kolei według poseł Barbary Bubuli (PiS) z Komisji Kultury i Środków Przekazu, zainteresowanie opinii międzynarodowej uciskaniem katolickiego nadawcy może zmienić sposób postrzegania problemu także nad Wisłą.

– Raport wypunktowuje w tej sprawie rzeczy, które są dla każdego rozsądnego i bezstronnego obserwatora oczywiste. Przyzwyczailiśmy się do tego, że musimy się domagać w bardzo uciążliwy sposób praw, które są w każdym demokratycznym kraju czymś naturalnym. Dobrze się stało, że podmiot zagraniczny zwrócił uwagę na fakt dyskryminacji Telewizji Trwam – zaznacza.

Parlamentarzystka liczy na to, że tego głosu nie zdołają zlekceważyć decydenci.

– Bardzo często dzieje się tak, że na głosy z zagranicy powołuje się prezydent Bronisław Komorowski czy też premier Donald Tusk. Wobec tego liczę, że tak będzie i w tym przypadku. Bo głos z Departamentu Stanu USA jest obiektywnym głosem w dyskusji na temat tego, co dzieje się w Polsce w kwestii wolności słowa – podkreśla poseł Bubula.

– To już nie są tylko głosy Polaków, ale także głosy wielu środowisk międzynarodowych, w tym także z innych kontynentów, które zaczynają dostrzegać i podkreślać nasz problem. Tego raportu członkowie KRRiT nie mogą w żaden sposób nazwać stronniczym, bo o dziejącym się w naszym kraju wobec polskiej telewizji katolickiej bezprawiu mówią niezależni zagraniczni eksperci – zauważa dr Hanna Karp, medioznawca z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej.

– Sprawa zatacza coraz szersze kręgi i powoli szykuje się jakiś międzynarodowy skandal – dodaje. Karp uważa za bardzo istotne dostrzeżenie przez autorów raportu meandrów funkcjonowania Krajowej Rady w czytelnym kontekście partyjnym.

– Żywię nadzieję, że to skrajnie upolitycznione gremium wreszcie się ocknie, wyjdzie ze swoich okopów i dostrzeże problem. Bo to, co się dzieje na rynku polskich mediów, i sam proces cyfryzacji, który choć w Europie jest już zasadniczo zakończony, w Polsce dopiero się toczy, przybiera bardzo niepokojący obrót – podkreśla medioznawca.

Jak dodaje dr Karp, jeśli głosy krytyki w Polsce nie przemówiły do odpowiedzialnych za nasz rynek medialny, to po stanowisku Waszyngtonu Krajowa Rada będzie zmuszona porzucić taktykę całkowitej alienacji, odcięcia od rzeczywistości i zacząć poważnie traktować kierowane do niej postulaty – zawarte m.in. w licznej i treściwej korespondencji na temat miejsca Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie.

Nękanie kibiców

Departament Stanu USA w dorocznym raporcie na temat przestrzegania praw człowieka wyraził ponadto zaniepokojenie innymi stosowanymi przez rząd Donalda Tuska niedemokratycznymi praktykami, takimi jak np. karanie kibiców za protest przeciwko premierowi. „22 września 35 kibiców piłki nożnej ukarano grzywnami od 500 do 1000 zł za obrazę konstytucyjnych organów państwa przez wznoszenie obraźliwych sloganów w kierunku premiera Tuska oraz za zakłócanie spokoju i porządku publicznego. Kibice protestowali przeciwko decyzji premiera o zamknięciu niektórych stadionów po chuligańskim zachowaniu” – przypominają autorzy raportu, wyjaśniając, że w rzeczywistości cała sprawa odnosiła się do wznoszonych przez kibiców obraźliwych okrzyków w kierunku premiera.

Uwagi Amerykanów nie uszedł także (zmieniony w apelacji) wyrok dla Roberta Frycza za prowadzenie strony AntyKomor.pl.

„14 września Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim skazał Roberta Frycza na 10 miesięcy prac społecznych za znieważenie prezydenta. Frycz był redaktorem strony internetowej, na której publikował satyryczne materiały na temat prezydenta i udostępniał gry (…). 17 września przedstawiciel ds. wolności mediów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) Dunja Mijatović skrytykowała wyrok skazujący Frycza” – czytamy. Obawy Departamentu Stanu USA budzi też rosnące i nieuregulowane prawnie zjawisko monitorowania przez organy rządowe połączeń telefonicznych bez nadzoru sądowego. W raporcie odnotowano również naruszanie praw pracowników do zrzeszania się oraz strajków, a także nieskuteczność polskiego wymiaru sprawiedliwości, m.in. przez zbyt powolne, przeciągające się procedury sądowe.

Marta Ziarnik

Nasz Dziennik

http://www.prawyprosty.net/index.php/wiat/2225-amerykanie-gromi-cenzur