Tak bardzo optymistyczny jak optymiści twierdzący, że wajcha ostatecznie się przegięła nie jestem. Pamiętam pierwszy etap weryfikacji pt.: „Tusku musisz” i zakończyło się wszystko rozpaczliwym strachem po publikacji Gmyza. Nie ma cudów, instynkt jest mocniejszy od rozumu, jeśli tylko PiS z Kaczorem nie utrzyma kursu, który moim zdaniem jest idealny – „olewamy”, w panice właściwe proporcje i kierunki zostaną natychmiast przywrócone. Dlatego nie zgadzam się z rozgoryczonymi, którzy atakują Piechę za wycofanie się z rozsądnej krytyki bożków i świętości medialnych. Nie tylko mam przeciwne zdanie, ale w końcu się doczekałem konsekwencji o jaką długo prosiłem. Zamiast rzucać się w oczy, trzeba niestanie wystawiać Tuska i kolesiów na tacy, Piecha dokładnie tak postąpił, powściągając ambicje i świerzbiący język. Brawo! Wracając jednak do tytułu i tym samym motywu przewodniego, ten etap dziejowy nazwałbym „ostatecznym testowaniem”. Mam głębokie przekonanie, że obecnie nikt nie wie na co i na kogo postawić, całe towarzycho tak się rozleniwiło i tak obrosło pychą, że zapomniało o doglądaniu interesu. Coś jednak robić trzeba, choćby z powodu oglądalności i wpływów z reklam. Oglądalności reklamodowcom dostarcza testowanie Tuska, które w pewnym momencie, z racji eksploatowania tematu, musiało przejść w darcie łacha. Tusk tak się nażarł marchewki, że położył się na plechach i drapie po brzuszku, gdy Kaczory harcują. Marchewkę zamieniono na kij, ale tej motywacji Tusk dotąd nie znał i schował się do budy po pierwszych warknięciach. Medialne konsorcjum poczuło się podwójnie skonfundowane, bo przywykło do swojej sprawczej roli, po drugie nie bardzo wie, co może jeszcze zrobić. Koło się zamyka i media walą w budę Tuska, dokładając śmiechu z pogróżkami na przemian.
Z premedytacją albo przypadkiem wyszedł z tego test na Tuska i jak na razie wynik jest beznadziejny, przypomina złożenie broni, klepanie w matę, wywieszanie białej flagi i pojękiwanie: „ja już nie mogę, nie dam rady”. Żydowski przechrzta dał donośny sygnał, że Donald się skończył. Jaja, które zapowiadałem, gdy pojawił się pozew Tuska i żądanie przeprosin w Pudelku, stały się materialnymi jajami. Bogu dziękować media nie są na tyle lotne, aby wiedzieć, że test obserwują nie tylko zainteresowani, testujący i testowani, ale obserwuje widownia zwana elektoratem. Ubocznym skutkiem poszedł niezwykle pożyteczny i moim zdaniem przełomowy komunikat – można drzeć łacha z Tuska, teraz można do woli. Początek końca każdego polityka, pozwolenie na robienie sobie jaj z niegdysiejszego „męża stanu formatu europejskiego” jest procesem odwracalnym, ale bardzo ciężko się odwraca. Jeśli miałbym się pocieszać na wzór optymistów, to jedynie przegięciem testowania, które powinno mieć niebagatelny, a może ostateczny wpływ na przegięcie wajchy. Poszło za daleko, żeby ledwo żywego Tuska odbudować, tym bardziej, że wzmiankowany sam daje do zrozumienia, że wypadł z roli. Odważne działania jak na realia IIIRP, można by powiedzieć „typowy bajzel” i jakoś to będzie. Jednakowoż kogoś i coś trzeba stworzyć, inaczej będzie po biznesie, ale z braku pomysłów towarzycho pociesza się nową rozrywką i dzięki temu widzimy Urbana drącego pasy z Donalda. Coś nieprawdopodobnego, cala wierchuszka się teraz głowi czy to czas najwyższy się zwijać, skoro do takich rzeczy dochodzi.
Urbanowi wszystko wisi, zostało mu parę lat kabotyństwa zanurzonego w przepychu, reszta zgłupiała i nie ma ochoty się wychylać – czeka i sprawdza, czy to nie żart albo podpucha. Cisza zapadła prawie we wszystkich budach, nie odzywają się pierwsi satyrycy RPIII: Tym, Materna, Wojewódzki, Czubaszek. Milczą wybitni aktorzy, głosu nie zabierają sławni muzycy, modelki, pisarze i sportowcy. Testowanie w ramach dostarczania rozrywki współczynnikowi oglądalności, wywołało zbaranienie elity i tego osiągnięcia trzeba się trzymać. Niewątpliwie jest bliżej niż dalej, ale taka dobra zabawa strasznie demobilizuje, ludzie się pocieszają, że przeciwnik ledwie zipie i nie myślą o asach w rękawie. Wcześniej, czy później jakiegoś królika z kapelusza towarzycho będzie musiało wyciągnąć, bo przecież nie pójdzie na całkowity żywioł i zrządzenie losu. I wcale niełatwo odgadnąć jakie pomysły się roją, zwłaszcza, że jeszcze nic konkretnego się nie roi. Gdyby chcieć poszukać pomysłów to ciągle Donald ma teoretyczne szanse, jak Polacy, by wyjść z grupy w ostatnim meczu o honor, innymi słowy mówimy o matematyce, która znana jest jedynie w teorii. Z drugiej strony starzy towarzysze pożarli się z ambicjami i ostał się tylko Cimoszewicz, na którego strach postawić, gdyż strasznie wrażliwy. Pozostaje ostatnia możliwość, testowanie prócz pożądanych efektów ubocznych, może wyłonić ochotnika i tutaj mam największe obawy. Taki świeży, nie nażarty, który się zgłosi i gotowy wziąć 8 tysięcy netto bez zegarka, byle dostać władzę, jest wariantem wyjątkowo niebezpiecznym. Dokładnie taki 7 lat temu był Tusk. Ludzie nie pamiętają, ale 7 lat temu Tusk naprawdę był nikim, w sondażu prezydenckim startował z pułapu bodaj 9%. I co telewizja z panem nikt zrobiła? Wajcha drży, testowanie idzie póki co w bardzo dobrym kierunku, jednak ciągle nie znamy ochotnika i dlatego czujność polecam zamiast euforii.
http://kontrowersje.net/ostateczne_testowanie_darcie_acha_z_tuska