Dziś zapraszam na drobne ekstrawagancje myślowe, których tworzywem będzie – excuzes le mot – pan Tusk Donald.
Od razu pojawia się nam istota problemu, bo żeby ktoś lub coś moglo być tworzywem – musi mieć właściwość pierwotną, mianowicie istnieć.
Zastanówmy się więc nad tym: czy Donald Tusk istnieje?
Już od czasów Parmenidesa wiemy, że byt to, to co istnieje – zawsze, nierozerwalnie, niepodzielnie, a to, co nie istnieje, to naturalnie jego przeciwienstwo – niebyt.
Ciągle jeszcze – za wyjatkiem pana profesora Baumana, jemu podobnych, oraz mojego znajomego, który równanie świata zwykł sprowadzać do uniwersalnej myśli : wszystko fekalium ( w naturze zwie to dosadniej) za wyjatkiem urynalium – poruszamy się na gruncie greckiej filozofii, rzymskiego prawa i chrześcijańskiej etyki.
Tak więc ci, którzy wychodzą z innych brzegów niech już teraz zarzuca dalsze czytanie jako kompletnie jałowe, bo doprawdy rozgrzania budyniu w chelmofonach dostąpią.