Radosław Sikorski – dyplomata „końca historii”

 Radosław Sikorski byłby idealnym dyplomatą „końca historii”. Na czasy, w których jedynym zajęciem dyplomaty i polityka jest dystrybucja nadmiaru pieniędzy i uczestnictwo w pokazach mody galowej. Kłopot w tym, że wbrew prognozom Francisa Fukuyamy historia nie tylko się nie skończyła ale wręcz przeciwnie – na całym świecie, nie wylączając Europy, ziemia spływa dziś ludzką krwią a po epokach ustalania terytoriów na mapie świata przyszedł czas na wyznaczanie granic panowania ekonomicznego, etnicznego i religijnego. Sprostanie misji i roli dyplomaty – nie tylko jako negocjatora w rozwiązywaniu konfliktów ale przede wszystkim jako architekta konstrukcji geopolitycznych wymaga dziś o wiele więcej niż tylko umiejętności autoprezentacji.

„Koniec historii” byłby nie tylko naturalnym końcem wszystkich dotychczasowych modeli relacji społeczeństw ale jednocześnie naturalnym końcem pewnego rozdziału w sztuce dyplomacji. W czasach w których jedynym zmartwieniem świata stanie się znalezienie miejsca na parkingu w galerii handlowej  czy zaplanowanie wakacji, skutkiem ubocznym musi stać się pycha i megalomania całych rzesz społeczeństwa. „Koniec historii” zdecydowanie nie byłby więc końcem globalnych patologii. I akurat Polska jest tego doskonałym przykładem – szczególnie kiedy patrzy się na środowiska  które przekonano święcie że dzięki wirtuozerii „partii elit” żyją w czasach „końca historii”. Ba! – nie tylko były o tym przekonane ale każdą inną diagnozę sytuacji do niedawna uważały za przejaw zaburzeń psychicznych.  Wojna na Ukrainie niewątpliwie nieco ostudziła tą euforię choć megalomania społeczna jaka narosła w okresie projekcji „czasu szczęśliwości” zablokowała skutecznie zdolności do analizy popełnionych błędów. Czytaj dalej