taki lajf wielu blogerów….

a najsmutniejsze, że to nie wyjątki, nie margines, ale często najwyższe zdawałoby się półki, gdzie smutni panowie i brzydkie panie zasłaniając się ważnymi autorytetami ze świata polityki i nie tylko, czują się bezkarni w swoich bardzo dwuznacznych praktykach….pustak

Odpowiedż Onionowi pod jego notką na s24

bo tam jakiś leszcz go znikł:

http://onion13.salon24.pl/607499,znudzilo-mi-sie-byc-saloonowcem

złośliwość jednego z adminów jest faktem i niebywałe dla mnie jest, że naczalstwo daje mu wciąż tak duże pole do popisów złej woli po tym jak się wielokrotnie skompromitował i pisał wprost o swoich możliwościach zarazem trollowania i cenzorowania. cóż niezbadane są interesy saloonu, ale wątpliwy wystawiają sobie tym pomnik. pustaki kiedyś zgniją do reszty i zostanie, tylko rzeka ze wspomnianym wyżej martwym leszczem.

komentarz mój oczywiście kopiuję, bo wiem z doświadczeni, że zaraz zniknie:)

wiem, że sobie dasz radę i będziesz robił memy dalej podnosząc klikalność innych witryn, więc się nie żegnam i mówię tylko do zobaczenia:)

Nie trzeba bronić prof. Kieżuna – by Karlin

Tym bardziej, że niepostrzeżenie i chyba dla wielu w sposób niezamierzony, można się wówczas znaleźć w towarzystwie autentycznych kanalii oraz osób z upodobaniem, choć wybiórczo relatywizujących czyjąś winę, zwłaszcza wtedy, gdy mogą w cieniu tego relatywizmu schować swoje przewiny, tchórzostwo lub podleczyć kompleksy.

Przeczytałem wypracowanie Cenckiewicza & Co i to jest rzeczywiście dno manipulacji, świadczące o tym, że albo ci ludzie oszaleli, albo – jak już o tym pisałem – prof. Kieżun nie jest tu prawdziwym celem, a jedynie do osiągnięcia tego celu środkiem. Taki rodzaj „medialnej naukowości” trzeba oceniać i tępić w każdym momencie. Bo opublikowanie jakichś materiałów, oczywiście zweryfikowanych pod kątem wiarygodności, to jedno, ale poprzedzanie ich publikacji tendencyjną interpretacją to już coś zupełnie innego.

Dla mnie, i to od zawsze, obowiązkowa lustracja z mocy prawa, czyli pełne ujawnienie ewentualnych kontaktów danej osoby ze służbami specjalnymi PRL, co w praktyce oznaczało również kontakty – choć niekoniecznie bezpośrednie – z nadzorującymi je służbami ZSRS (a dzisiaj Rosji) oraz ich charakteru, powinna dotyczyć wyłącznie osób sprawujących lub ubiegających się o sprawowanie funkcji publicznych.

Jednak w tej chwili zdecydowana wiekszość wstępujących w te zawody i podejmujących się tych funkcji, jeśli zostali i zostają w jakikolwiek sposób zwerbowani, lub podtrzymują tradycję rodzinną, to przez i przy współpracy dzieci dawnych esbeków, ku chwale „niepodległej” Rzeczpospolitej.

A że czasem wiąże się to z przypominaniem tego, co rodzice werbowanych kiedyś tam robili? No cóż, czasy się zmieniły i nie każdy lubi się rodzinnymi sukcesami sprzed lat chwalić. Miejmy tylko nadzieję, że ta zasada będzie w mocy i za następne 25 lat, oraz że będzie obejmowała „sukcesy” z lat III RP.

Jak widać, upływ czasu częściowo zarżnął ideę lustracji w jej podstawowej wersji. Może poza najwyższymi stanowiskami (prezydent, premier, ministrowie, marszałkowie Sejmu i Senatu, posłowie, sędziowie SN i TK, rektorzy wyższych uczelni), dla których obowiązkiem powinna być nie tylko lustracja, ale także upublicznienie wszystkich, dostępnych w IPN na ich temat materiałów.

Zostały opracowania naukowe lub dziennikarskie w rodzaju „Resortowych dzieci”, albo wybryki „Do rzeczy”. Czyli Dzikie Pola, po których hasają sobie albo luźne kupy bandytów, albo Mały Rycerz z kompanionami z sercem od milości do Ojczyzny gorącym.

Ile razy, po tzw. upadku komunizmu, pojawiała się sprawa w rodzaju tej z prof. Kieżunem, tyle razy miałem spory dylemat z oceną osób, których te oskarżenia dotyczyły. Wyjątkiem może były pierwsze lata i tzw. Lista Macierewicza z 1992 r., choćby z uwagi na potwierdzającą jej wiarygodność, frontalną kontrę wszystkich sił  „postępu od PRL do III RP”. Jednak już wtedy, większe znaczenie miała dla mnie nie tyle zawartośc teczek, co reakcja najbardziej zainteresowanych. Z czasem ta sprawa stała się dla mnie decydująca.

Im dalej od 1989 r., tym mniej istotne stało się bowiem ocenianie kogoś wyłącznie na podstawie materiałów z IPN. A już dzisiaj… I nie chodzi tu tylko o malejącą z biegiem lat wiarygodność oskarżających, oraz selekcjonowanych czy „obrabianych” przez te wzystkie lata – przez większość czasu bez naszej wiedzy i kontroli – „papierów”.

25 lat to dostatecznie długi okres, aby osoba pełniąca publiczne funkcje, albo po prostu często występująca na publicznym forum, swoim zachowaniem sama określiła, czy zakres jej ewentualnych powiązań z komunistyczną, tajną policją i ogólnie, z PRL był istotny (ponoć agentem nie przestaje się być aż do śmierci), czy bez większego znaczenia, oraz – nawet jeśli był znaczący i przyniósł szkody – czy próbowała przez te lata zadośćuczynienia.  Czytaj dalej

Błyskawiczne babeczki z czekoladą

 

babeczki2

babeczki

Kruche babeczki oczywiście można, a nawet lepiej byłoby samemu upiec, ale, że to przepis błyskawiczny to można w tym szczególnym przypadku użyć gotowych, zakupionych w sklepie.

 

Składniki:

Babeczki

– kruche babeczki zakupione w sklepie na wagę, bądź w pudełku (16 -18 sztuk)

Nadzienie:

– 1 czekolada mleczna dobrej jakości

– około 100 gram masła

-1 łyżka posiekanych płatków migdałowych

– 1 łyżka kakao

– 2 łyżki kwaskowego twarogu, bądź słodki i kilka kropel cytryny

– 3 -4 łyżki dobrej gęstej śmietany

– 2 łyżki okruchów z ciastek, wafelków itp.

– 2-3 łyżeczki cukru

– szczypta cynamonu

– 5-6 suszonych daktyli

– 16-18 obranych orzechów laskowych

– odrobinę mleka jeśli potrzeba

 

Sposób wykonania: Czytaj dalej

Dziś rozpoczyna się proces kanonizacyjny bł. ks. Jerzego Popiełuszki

Uzdrowienie we Francji. Dziś rozpoczyna się proces kanonizacyjny bł. ks. Jerzego Popiełuszki - niezalezna.pl

foto: messengerofthetruth.com

Dziś w Thiais we Francji rozpocznie się proces do kanonizacji bł. ks. Jerzego Popiełuszki w związku z nadzwyczajnym uzdrowieniem Francois Audelana – poinformowała oficjalnie Kuria Metropolitalna Warszawska. Proces zgodnie z przepisami prawa kanonizacyjnego, prowadzony jest w tajemnicy. Niedopuszczalna jest publikacja jakichkolwiek faktów czy działań.

Na stronie internetowej Archidiecezji Warszawskiej pojawił się „Komunikat w sprawie rozpoczęcia procesu do kanonizacji o domniemanym uzdrowieniu za wstawiennictwem Błogosławionego Jerzego Popiełuszki”. Przedstawiamy jego treść:

Referat procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych Kurii Metropolitalnej Warszawskiej informuje o otwarciu procesu do kanonizacji Błogosławionego Jerzego Popiełuszki w związku z nadzwyczajnym i nagłym uzdrowieniem pana François Audelana. Proces otworzy biskup diecezji Créteil Michel Santier, w najbliższą sobotę, 20 września o godz. 11 w miasteczku Thiais, w diecezji Créteil (Paryż), w kaplicy domu generalnego Sióstr Anuncjatek.

Będzie to pierwsza sesja, podczas której zostaną zaprzysiężeni członkowie trybunału kanonizacyjnego. Uczestniczą w nim dwaj kapłani diecezji Créteil i dwaj z Archidiecezji Warszawskiej: ks. Józef Grzywaczewski i ks. Józef Naumowicz.

56-letni François Audelan, ojciec trzech córek, od 11 lat był chory na nietypową przewlekłą białaczkę szpikową. Przebywał w szpitalu im. Alberta Cheneviera. Nie pomogły stosowane wcześniej chemioterapie ani przeszczep szpiku kostnego. W listopadzie 2011 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia, utrudniające już samodzielne chodzenie. W sierpniu 2012 r. chory znalazł w ostatnim stadium choroby, tracił przytomność. Lekarze oznajmili żonie, że nie ma dla niego ratunku, gdyż komórki rakotwórcze rozprzestrzeniły się w całym organizmie.

Dnia 14 września 2012 roku do chorego został zaproszony kapłan ks. Bernard Brien celem udzielenia mu sakramentu chorych. Kapłan nieco wcześniej nawiedził grób bł. Jerzego Popiełuszki, zapoznał się z jego życiem i skonstatował, że ma tę samą datę roku i dnia urodzin co ks. Popiełuszko. Po powrocie stał się gorliwym propagatorem kultu bł. Popiełuszki. Po udzieleniu choremu sakramentu chorych, kapłan ten wyjął obrazek błogosławionego i modlił się nad chorym, który był nieprzytomny. Gdy kapłan odszedł, chory otworzył oczy i obecną przy nim żonę zapytał: „Co się stało?”.
W ciągu kolejnych dni przeprowadzono wiele bardzo szczegółowych badań. Nie stwierdzono śladów białaczki. Chory został wypisany do domu. Wrócił do rodziny. Powrót do pełni zdrowia potwierdza wypis ze szpitala, z datą 7 grudnia 2012 r.

Po pewnym czasie o zdarzeniu tym poinformowano biskupa diecezji Créteil Michela Santiera, który jak się okazało rok wcześniej również modlił się przy grobie Bł. Jerzego Popiełuszki. W 2013 informacja o uzdrowieniu dotarła do Postulacji procesu ks. J. Popiełuszki. Po konsultacji z kard. Kazimierzem Nyczem Arcybiskupem Metropolitą Warszawski odpowiedzialnym za proces bł. J. Popiełuszki w oparciu o pozytywne parametry medyczne sprawy, dokonano konsultacji z Kongregacją Spraw Kanonizacyjnych.

Po konsultacji ks. prof. Tomasza Kaczmarka, postulatora procesu bł. Popiełuszki, biskup Michel Santier, któremu z prawa przysługuje prawo prowadzenia procesu, podjął decyzję o rozpoczęciu dochodzenia diecezjalnego o domniemanym uzdrowieniu pana François Audelana. Po wszystkich wstępnych przygotowaniach i ustaleniu, że proces będzie prowadzony wspólnie przez diecezję Créteil i Archidiecezję Warszawską, wyznaczył też datę rozpoczęcia procesu na 20 września.

Pierwsza sesja procesu do kanonizacji, która odbędzie się w najbliższą sobotę, ma charakter publiczny, z udziałem wiernych. Podczas tej sesji biskup Michel Santier, który z prawa jest przewodniczącym Trybunału, wręczy dekrety nominacyjne. Zgodnie z procedurą kanonizacyjną sam biskup jak i każdy z członków Trybunału łącznie z Postulatorem, składa przysięgę o sumiennym wypełnieniu obowiązku i zachowaniu tajemnicy.

Trybunał, który pracuje podczas sesji, najpierw przesłucha świadków zgłoszonych przez Postulatora. Następnie uzdrowiony zostanie zbadany na aktualny stan zdrowia przez dwóch mianowanych lekarzy tzw. ab inspectione. Po złożeniu ich relacji Postulator złoży dokumentację medyczną, która obok zeznań świadków jest fundamentalnym materiałem do oceny nadzwyczajnego uzdrowienia.


Zadaniem Trybunału w sprawach kanonizacyjnych jest pieczołowite zebranie całości materiału dowodowego, metodyczne przygotowanie go i przesłanie do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Proces ten, zgodnie z przepisami prawa kanonizacyjnego, prowadzony jest w tajemnicy Niedopuszczalna jest publikacja jakichkolwiek faktów czy działań. Dlatego po ogłoszeniu tego komunikatu, następny komunikat ukaże się po zakończeniu procesu w diecezji Créteil.
Prowadzenie procesu do kanonizacji jest trudnym przedsięwzięciem. Wymaga wiele wysiłku ze strony prowadzących go. Ponieważ chodzi tu o udowodnienie cudu – sprawy Bożej, Kuria Metropolitalna Warszawska apeluje do wiernych o modlitwę w intencji Biskupa i członków Trybunału oraz wszystkich ich współpracowników. Niech Bóg będzie uwielbiony w swoich świętych.

o. Gabriel Bartoszewski OFMCap.
Referent ds. Beatyfikacji i Kanonizacji Kurii Metropolitalnej Warszawskiej

ks. Przemysław Śliwiński
Rzecznik Arcybiskupa i Archidiecezji Warszawskiej

Islam podbija Europę – by Zbigniew Girzyński

Islam podbija Europę - niezalezna.pl

foto: girzynski.pl

Dzisiejsza Europa stoi w obliczu wędrówki ludów z południa. Są to ludy wrogie naszej cywilizacji, których oferta kulturowa jest dla Europejczyków nie do przyjęcia. W tej sytuacji walka z Kościołem i chrześcijaństwem jest podcinaniem gałęzi, na której się siedzi.

W piątek minęła prawie niezauważona 331. rocznica odsieczy wiedeńskiej. 12 września 1683 r. wojska polskie, austriackie i niemieckie pod dowództwem polskiego króla Jana III Sobieskiego rozgromiły oblegające Wiedeń wojska imperium osmańskiego. Ta jedna z najważniejszych bitew w dziejach Europy zahamowała ekspansję islamu w Europie Środkowej i Wschodniej, chroniąc w ten sposób naszą europejską, chrześcijańską cywilizację przez zagładą. Z punktu widzenia historyka bitwę tę porównać można jedynie do zwycięstwa Karola Młota pod Poitiers w 732 r., która to bitwa stanowiła kres sukcesów armii arabskiej w Europie Zachodniej. Te dwie bitwy sprzed 331 i 1283 lat sprawiły, że dzwonnik z Notre-Dame nie okazał się muezzinem z minaretu o bliżej nieokreślonej nazwie, a katedra Świętego Szczepana w Wiedniu czy klasztor na Jasnej Górze nie są meczetami.

Pochód islamu

Historia jednak wbrew temu, co wydaje się wielu żyjącym współcześnie, nie skończyła się i nadal się toczy. Najbardziej potężne imperia co jakiś czas upadają, a niemal z niczego rodzą się nowe potęgi. Konwencjonalne wojny wprawdzie nadal (jak niestety pokazuje przykład Ukrainy) są toczone, jednak obok nich rozgrywają się ciche na pozór konflikty kulturowe, których skutki mogą być o wiele bardziej brzemienne w skutki niż nawet bardzo krwawe starcia militarne.
Niemal codziennie media wszelkich nurtów informują nas o tym, ilu obywateli Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii czy innego kraju Europy Zachodniej wyjechało w ostatnim czasie na Bliski Wschód, by walczyć tam w świętej wojnie o powstanie państwa islamskiego. Dwa tygodnie temu dowiedzieliśmy się, że francuskiej policji udało się aresztować 14-latka, który właśnie szykował się na wyjazd do Syrii jako „kandydat do dżihadu”. Opinia zachodnia przyjmuje te informacje z niedowierzaniem i nie bardzo wie, jak ma na nie reagować.

To zaskoczenie jest tym bardziej dziwne, że pamiętam, jak już pięć lat temu Polska Agencja Prasowa informowała, że w Holandii zorientowano się właśnie, iż w 4 największych miastach (Amsterdamie, Rotterdamie, Hadze i Utrechcie) najczęściej nadawanym nowo narodzonym chłopcom imieniem jest Mohammed (lub inna wersja imienia proroka Mahometa – np. Muhammad). Jest to pokłosie tego, że spośród 17-milionowej populacji Holandii już ok. 5 proc. stanowią muzułmanie, a ich odsetek w dużych miastach jest jeszcze większy i sięga nawet 30 proc.

Nic co ludzkie nie trwa wiecznie

W sąsiedniej Francji w 1970 r. było ok. 100 miejsc kultu muzułmańskiego (głównie meczetów). Gdy sprawdzałem jakiś czas temu, ile jest ich obecnie, okazało się, że we Francji jest 2125 meczetów, które służą populacji muzułmanów, szacowanej na 10 milionów. Ciekawostką jest fakt, że aż 30 proc. wkładu w budowę meczetów we Francji stanowią środki publiczne (głównie dotacje władz regionalnych), co stanowi jawne złamanie obowiązującego we Francji od 1905 r. prawa rozdzielającego państwo od związków wyznaniowych.

W liczących 80 milionów obywateli Niemczech mieszka ok. 5 milionów muzułmanów. Meczety rosną tam jak grzyby po deszczu. Nikogo już specjalnie nie dziwi, że podczas corocznego festiwalu Eurowizji wśród niemieckich telewidzów głosujących SMS-ami furorę robią piosenki tureckie.

Tak zmienia się na naszych oczach, powoli, choć dość dynamicznie, Europa początku XXI w.

Cywilizacje pojawiają się, rosną w potęgę i znikają od zarania ludzkości. Po cywilizacji starożytnego Egiptu zostały okazałe budowle, które nieodłącznie kojarzą się nam z piramidami i sfinksem. Rodziły się i umierały potęgi Babilonu czy Bizancjum. Czy dwa tysiące lat temu ktoś mógł przypuszczać, że cokolwiek może zachwiać potęgą Imperium Romanum? Przez wieki Rzym niepodzielnie panował w basenie Morza Śródziemnego. Rzymskie legiony kolonizowały ziemie zamieszkiwane przez uważane za barbarzyńskie plemiona Germanów czy Celtów.

Imperium zamordowane

A jednak i potęga imperium rzymskiego legła w gruzach. Bogate i stojące na cywilizacyjnie wyższym poziomie rozwoju imperium uległo pod naporem odważnych, żądnych udziałów w bogactwach plemion barbarzyńskich, głównie Germanów i Hunów. Migrację barbarzyńskich plemion w granice imperium, która doprowadziła do jego upadku, nazywamy wielką wędrówką ludów. Wówczas także dogorywająca cywilizacja starała się bronić swoich zdobyczy. Czyniła to zbrojnie, jak na Polach Katalaunijskich w 451 r., kiedy to pod wodzą Aecjusza (zwanego niekiedy ostatnim Rzymianinem) odparła (zresztą przy poparciu plemion germańskich) najazd Hunów pod wodzą Attyli. Ale poza oporem militarnym (coraz zresztą słabszym) czyniono też zabiegi polityczne, aby wykreślić terytorialny i prawny zakres funkcjonowania ludów barbarzyńskich w granicach (gdy nie dało się już ich bronić) cesarstwa.

Wszystkie te zabiegi zakończyły się jednak niepowodzeniem i imperium, którego militarna i gospodarcza potęga do dziś budzi podziw, upadło czy też, jak zauważył angielski historyk Edward Gibbon, „Cesarstwo Rzymskie nie umarło samo, ono zostało zamordowane”.

Europa taka, jaką znamy, odchodzi do historii i to odchodzi na naszych oczach. Tak jak wędrówka ludów położyła kres Imperium Romanum, tak wędrówka ludów, która jest udziałem naszego kontynentu, obecnie kończy pewien okres w dziejach Starego Świata. Zmieniły się nieco metody postępowania. Nikt nie stara się bronić ani też podbijać chylącej się ku upadkowi cywilizacji zbrojnie (nie licząc jakichś od czasu do czasu wybuchających starć z udziałem imigrantów na przedmieściach dużych europejskich miast). Proces jako taki toczy się jednak utartymi drogami. Z tą może różnicą, że kres Imperium Romanum położyły żądne dobrobytu ludy Północy, a dzisiejsza Europa stoi w obliczu wędrówki ludów z Południa.

Wnioski dla Polski

Czy z tych raczej mało optymistycznych refleksji wypływa jakaś konkluzja dla Polski? Z całą pewnością taka, że w obliczu tego problemu już dziś powinniśmy się zastanowić, jak mu przeciwdziałać. Jakieś dwa tygodnie temu były premier Leszek Miller umieścił na swoim mikroblogu wpis następującej treści: „Najpopularniejsze imię męskie w stolicy Norwegii? Mohammed. 4801 chłopców. Szybko tu idzie”. Nie wiem wprawdzie, czy wpis Leszka Millera (jeśli ktoś wreszcie poza mną i pewnie kilkoma jeszcze osobami zwróci na niego uwagę) nie sprowadzi na jego głowę gromów z ust jego ideologicznych towarzyszy za niepoprawność polityczną. Wszak to ewidentny przejaw jakiegoś skrywanego „rasizmu i nietolerancji”, a nawet „mowy nienawiści”, która nie przystoi postępowemu Europejczykowi, a już zwłaszcza takiemu, który chce się zaliczać do jej najbardziej postępowej, czyli lewicowej awangardy. Czy jednak Leszek Miller i jego partyjni towarzysze są w stanie, poza słusznym niepokojem, jaki się u nich pojawia, zdobyć się jeszcze na jakąś szerszą refleksję?

Starcie cywilizacji chrześcijańskiej z cywilizacją islamu w Europie jest faktem. Ta wojna toczy się na szczęście poza naszymi granicami, ale rzymska sentencja „Hannibal ante portas” ma w tym wypadku jak najbardziej słuszne zastosowanie. Jeśli realnie chcemy chronić „nasz świat” przed zagładą, chrońmy w pierwszej kolejności jego fundamenty. Obca cywilizacja wkracza wówczas, kiedy dotychczasowa chyli się ku upadkowi lub jest celowo niszczona. Walka z Kościołem, z chrześcijańskimi fundamentami naszej tożsamości jest podcinaniem gałęzi, na której siedzimy. Europa Zachodnia tak właśnie pozbyła się (przez laicyzację i walkę z własną chrześcijańską tradycją w imię fałszywie pojmowanej tolerancji) własnej tożsamości, imigranci przynoszą im więc swoją. Brońmy tego, co jeszcze da się uratować, zanim do naszych drzwi zapuka kiedyś wnuczka w burce. Może i polska lewica (ta postkomunistyczna) w porę to zrozumie. Zwłaszcza że już raz,  podczas zabiegania o poparcie Kościoła przy referendum unijnym, potrafiła z powodów oportunistycznych (o jakieś głębsze pobudki ich nie podejrzewam, ale dobre i te) powściągnąć swoją antychrześcijańską retorykę.