Wracaliśmy z przepięknego, oślepionego tysiącem światełek cmentarza. Na ciemnej ulicy usłyszeliśmy pisk kociaka. Nie wiedzieliśmy skąd dochodzi, ale wkrótce dostrzegliśmy na środku ulicy jakiś maleńki poruszający się cień i samochód zatrzymujący się z piskiem opon tuż przed tym cieniem. Kilka sekund później kolejny samochód nadjeżdżający z przeciwnego kierunku znowu się zatrzymał w ostatniej chwili by nie przejechać tego małego coś. Domyślając się co się dzieje wybiegłam na środek ulicy i wzięłam na ręce maleńkie kocię. Zeszliśmy wszyscy na chodnik i z moim połówkiem zastawialiśmy się co dalej robić. Ponieważ mamy już na stanie kilka kotów i dodatkowo dokarmiamy psy z sąsiedztwa, nie marzy nam się kolejny zwierzak w domu. Próbowaliśmy rozejrzeć się za mamą kociaka oraz umieścić go na podwórzu pobliskiego domostwa. Niestety, albo stety, kociak nie wiedzieć czemu upodobał sobie nasze towarzystwo i po tym jak przedostał się w dziurze w ogrodzeniu ponownie na chodnik, ruszył w naszym kierunku i uparcie szedł za nami. W końcu oboje zgodnie się poddaliśmy, bo ile można strzepywać śliczne małe łapki i błękitne oczęta wspinające się po nogawce spodni. Zabraliśmy kotka do domu. Daliśmy jej imię, na pamiątkę dzisiejszego dnia:”Światełka”. Jest prześliczna, ma duży apetyt i wydaje się, ze będzie dokazywać. Wymościłam jej pudełko po butach moim szalem i mamy nadzieję, że uda nam się wszystkim przeżyć najbliższą noc w spokoju i bez kocich awantur, bo nie wiemy jak reszta naszych kocich mieszkańców zapatruje się na nowego przybysza.